muza

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rogacz - 2 września 1971 rok

Dzisiaj po prostu pękaliśmy z Syriuszem ze śmiechu! Pierwsza lekcja eliksirów chyba przejdzie do historii. Ale przynajmniej Peter nie musi martwić się o to czy będzie rozpoznawalny. Przez większość uczniów na pewno przez najbliższe tygodnie. Za to w pamięci profesora Slughorna pozostanie chyba na zawsze. Eliksiry były pierwsze w planie lekcyjnym na dzisiaj. Sala mieściła się w lochach. Było tam strasznie chłodno. Jednak profesor Slughorn rozpalił w kominku. Syriusz i ja siedzieliśmy razem tuż za Remusem i Peterem. Profesor na początku mówił nam o tym, jakim to wspaniałym i fascynującym przedmiotem są eliksiry. Już piętnaście minut po rozpoczęciu lekcji w naszych kociołkach wrzała woda. Mieliśmy stworzyć eliksir pieprzny. Syriusz miał dość kwaśną minę, gdy jego wywar przybrał postać zielonkawożółtego budyniu. Nie można było tego nawet powąchać a co dopiero spożyć. Profesor omal się nie zakrztusił, gdy przechodził obok naszej ławki. No, ale ja nie byłem lepszy. Mój eliksir był zbyt wodnisty, mętny i miał zupełnie inną barwę niż powinien mieć. Nie wiem jak wyszło zadanie Remusowi. Mam jednak prawo stwierdzić, że także nie za ciekawie. Co do Petera nie mam jednak wątpliwości. Wyszło mu beznadziejnie! Kilka minut przed katastrofą znad kociołka Petera zaczął unosić się szarawy dymek, który z sekundy na sekundę stawał się coraz ciemniejszy aż w końcu całkowicie sczerniał. Peter był zajęty sprzątaniem resztek pieprzu spod ławki a Remus sporządzał swój eliksir. Syriusz i ja spojrzeliśmy na siebie znacząco. Jednak nasza natura huncwotów była silniejsza od rozsądku. Odsunęliśmy się od ławki i schowaliśmy się pod nią. Syriusz nasłuchiwał. Bulgotanie wywaru Petera stawało się coraz głośniejsze. Syriusz uniósł dłoń na wysokości swojej twarzy i zaginając po kolei palce poruszał wargami.
-Trzy...dwa...jeden... - wyczytałem z jego ust.

W tym samym momencie zatkaliśmy uszy. I dobrze zrobiliśmy. Huk był niesamowity. Salę w sekundę ogarnął czarny dym. Wszyscy uczniowie krztusili się, a dziewczyny piszczały. Profesor musiał użyć jakiegoś zaklęcia, bo ciemna mgła szybko zniknęła. Wyszliśmy spod ławki. Nie mogliśmy powstrzymać ataku śmiechu na widok Remusa i Petera. Lupin Stał cały zasmolony, a jego zazwyczaj ładnie uczesane jasnobrązowe włosy zostały wytknięte na wszystkie strony. Kilka włosów nawet lekko się paliło. Miał dość zdezorientowaną minę a w dłoni trzymał chochlę. Natomiast Peter został odrzucony na ścianę. Wyglądał podobnie jak Remus, tyle że z jego dość pękatym wyglądem wyglądało to o wiele, wiele śmieszniej. Aż mnie rozbolał brzuch ze śmiechu. Syriusz tarzał się po podłodze. Musieliśmy odprowadzić Petera do skrzydła szpitalnego. Remus był trochę zirytowany naszym zachowaniem. Jednak w kąciku jego ust czaił się nikły uśmiech. Musieliśmy przyznać mu trochę racji. Zachowaliśmy się głupio. Ale przecież nikomu nic się nie stało? Oczywiście oprócz, Petera który cały się trząsł. Wielu naszych nowych znajomych także byli rozbawieni tą całą akcją. Dzięki temu Peter zyskał przydomek "Wybuchowy Peter”, „Peter Bomba" lub,  jak kto woli - "Wielki Pieprzny Peter". Syriusz i ja wolimy go określać mianem "Atomówy”, ale to tylko wtedy, gdy go nie ma w pobliżu, żeby mu się nie zrobiło przykro. Na wspomnienie tej sytuacji cały się rumieni i mruczy coś pod nosem. Biedny Peter...;)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Glizdogon - 2 września 1971 rok

Pierwszy dzień nauki był niesamowity! James i Syriusz są naprawdę zgraną parą kumpli. Remusa dziś prawie nie widziałem. Ciągle łaził po zamku. Chyba szukał biblioteki. Dziwię się, że wcale się nie zgubił. Hogwart jest jednocześnie tajemniczy, magiczny, straszny, ale i ekscytujący. Najstraszniejsze są lochy. Tam mamy lekcje eliksirów z profesorem Slughornem. Nie za bardzo go lubię. Trochę jest dziwaczny. Jak większość tutejszych nauczycieli. Nawet trochę podobny do Dumbledore'a ale bardziej śmieszny. Dumbledore nie jest śmieszny. Wszyscy darzą go ogromnym szacunkiem. Może ma lekkiego świra, ale cóż... To w końcu nasz dyrektor. Remus podczas śniadania cały czas o nim nawijał. Jakby był Bóg wie kim. No, Dumbledore jest Kimś, i to Kimś przez duże "K". Ale Remus mówił o nim jakoś tak za poważnie. Ale to nieistotne. Ważne jest to, że nigdy, naprawdę nigdy, nie polubię eliksirów! A tym bardziej kochanego profesora Slughorna. Co to, to nie!



PS. Przepraszam za długą przerwę :/ Nie miałam weny twórczej. Postaram się to nadrobić :)