muza

piątek, 16 stycznia 2015

Łapa - 7 września 1971 rok

Wyzdrowiałem! To było zwykłe zatrucie pokarmowe. Żołądek jednak miał mnie jeszcze boleć przez najbliższe dwa lata na widok pewnego bardzo miłego chłopaczka. Gdy rano zbiegałem z Wieży Gryffindoru jak zwykle już spóźniony na lekcje wpadłem prosto w jego łapska.
- Dokąd tak pędzisz Black? - zapytał z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Powiem wam, że aż mnie zmdliło na jego widok i miałem ochotę zwiać z powrotem do dormitorium. Ale stanąłem na prostych nogach naprzeciw niemu.
- Gdybyś nie zauważył jestem już spóźniony na lekcje, Malfoy. I Ty chyba też.
- Wiesz może czy Narcyza jest w szkole? - zapytał tak jakby w ogóle nie słyszał tego co powiedziałem. A przecież mówiłem głośno i wyraźnie.
- Zejdź mi z drogi, Malfoy. - starałem się aby mój ton głosu nie wskazywał na to, że się go boję. Tak. Czułem strach przed chłopakiem mojej kuzynki. Był śmierciożercą i znał się co nie co na czarnej magii. Ja miałem 11 lat i wiedziałem o niej tyle, że nic. Trochę się trząsłem.
- Black, ja tylko się grzecznie pytam czy twoja kuzynka jest w zamku. - rzekł spokojnie i niemal życzliwie. Ta, jasne. Równe dobrze mógł takim tonem powiedzieć że zatarga mnie do Zakazanego Lasu, poćwiartuje i rzuci wilkołakom na pożarcie. Nie lubiłem typa. Oj, bardzo go nie lubiłem. Niespodziewanie "coś" mi się rzuciło na plecy i runąłem jak długi na posadzkę. Usłyszałem stłumiony śmiech James'a.
- Co ty tu robisz? - byłem szczerze zdziwiony.
- Mógłby spytać cię o to samo - wyszczerzył się do mnie. - Chyba trochę zaspałem.
- Trochę? - zagrzmiał Lucjusz - Jest 9.20! Marsz na lekcje!
- Bo co? - wyszczerzył się do niego James.
- Widzisz tą plakietke, Potter? - wskazał na coś białego na swojej piersi.
- Widzę.
- Jestem prefektem! I mam nad wami taką samą władze jak nauczyciele.
- Myślę że nie - mruknąłem ze wzrokiem wbitym w swoje buty.
- Co ty tam gadasz?! - Malfoy był już bardzo zdenerwowany.
- Nie spinaj się tak Lucek, bo ci ciśnienie skacze. Stres źle działa na włosy. A twoje są wyjątkowo zadbane. Jakiego szamponu używasz? - James sprawiał wrażenie jakby informacja o kosmetykach Malfoya była sprawą życia i śmierci. A propo śmierci... Lucjusz chyba miał ochotę go udusić. Chwyciłem James'a za rękaw szaty i pociągnąłem w stronę schodów. Zbiegliśmy z nich w błyskawicznym tempie. Nim znikneliśmy za rogiem usłyszeliśmy gniewny głos Lucjusza :
- Minus 20 punktów dla Gryffindoru!
Stwierdziłem, że muszę zaryzykować i zapytać Narcyzy dlaczego jej kochanek szlaja się w czasie lekcji po zamku...

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Lunatyk - 6 września 1971 rok

Dzisiaj stała się niesamowita rzecz. James'owi zabrakło języka w gębie. Zapewniam was, niezwykły i rzadki widok. Stało się to około godziny szóstej wieczorem. Graliśmy sobie w szachy czarodziejów. Bardzo przyjemnie się w nią gra wieczorem, taka rozrywka dla umysłu. James'owi nie za bardzo szło. Wygrywałem już trzecią partię. Gdy James się czymś martwi lub stresuje to ma takie dziwne, ale jednocześnie śmieszne zmarszczki na czole. Chyba nie lubi przegrywać. Po piątej porażce skapitulował i stwierdził, że pójdzie odwiedzić Syriusza w skrzydle szpitalnym.
- Hej! Peter! Chcesz zagrać partyjkę szachów? - zawołałem.
Peter siedział na fotelu w kącie i wcinał jakieś czekoladki. Nie mam bladego pojęcia skąd je miał! Muszę się go kiedyś zapytać. Lubię czekoladę.
W każdym razie James podszedł do wyjścia z Pokoju Wspólnego i pchnął ze złością obraz Grubej Damy. Usluszałem jej pisk i ... czyjiś krzyk. James gwałtownie odskoczył żeby uniknąć lecącej w jego stronę książki.
- Głupi jestes czy jak?
Była to Lily Evans. Przemiły rudzielec. Wczoraj nawet rozmawialiśmy. Nieważne o czym. W tym momencie pewnie uniknęła jakimś cudem skrzydła szpitalnego. Śmieszna wizja. Na jednym łóżku Syriusz, na drugim Evans. Myślę, że niezbyt by się polubili.
- Prawie rozkwasiłeś mi nos! - znów pisnęła. W jej niezwykle zielonych oczach dało się dostrzec błysk gniewu.
James stał w miejscu jak sparaliżowany.
- No co? Nic nie powiesz? - zaczęła z pretensją. - Palant! - i ruszyła po schodach do dormitorum dziewcząt.
- Prze...przepraszam? - James odwrócił się do mnie - Evans?
Przytaknąłem.
Biedak westchnął zrezygnowany po czym uśmiechnął się do mnie z tym swoim huncwockim spojrzeniem.
- Fajna nawet.
Obydwoje wybuchneliśmy śmiechem .
*
*
*
Bardzo przepraszam za tak długą przerwę. Moja wena twórcza już wróciła. Następny post pojawi się za dwa, trzy dni. Do napisania! :)

sobota, 9 sierpnia 2014

Rogacz - 5 września 1971 rok

Roześmiany Syriusz. Prawda, że uroczy? ^.^
Syriusz się pochorował. Leży już drugi dzień w łóżku. Blady jak trup. Gdy wróciłem wczoraj z lekcji przerwałem jego walkę z Irytkiem. Wygoniłem drania! Syriusz był strasznie wyczerpany. Poprosił mnie żebym poszedł po panią Pomfrey. Zabrali go do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey stwierdziła, że to zwykłe zatrucie pokarmowe i musi trochę tam poleżeć. Dała mu jakieś krople. Podobno ohydne. W każdym razie przesiedziałem u niego cale popołudnie. Chociaż u pacjentów nie można przebywać więcej niż godzinę. Pomógł mi fakt, że nikt mnie nie widział. No, bo mam peleryne-niewidke. Tata mi ja dał. Powiedział ze jest w rodzinie od wieków i przechodzi z pokolenia na pokolenie. Teraz nadeszła kolej na mnie. Potem na mojego syna. Jakoś nie widzę siebie w roli ojca. No, ale wracając do Syriusza. Przemyciłem dla niego jakieś kąski z kolacji. Teoretycznie jest na diecie no, ale jak się ma takiego kumpla jak ja… Po pasztecikach dyniowych od razu poprawił mu się humor. Trochę jakby zzieleniał, ale twierdził że ma się dobrze. Teraz jest dziesiąta w nocy. Pisze to w swoim dzienniku. Pod kołdrą. Peter strasznie chrapie. Zaraz mu przywalę eliksirami…

piątek, 8 sierpnia 2014

Hej! :D Dawno sie nie odzywalam ;/ Ciągle brak komputera xd Juz niedługo, mozliwe ze nawet jutro pojawi sie nowy rozdzial z zycia Huncwotów ;) A tymczasem luknijcie na tego bloga : LINK
Bardzo ciekawy. Również Potterowski :)

piątek, 11 lipca 2014

Hej Ludziska! Dziś Czara Ognia! :D Szalonooki ^^ no a właściwie Barty xd Eee tam, obydwoje sa genialni :D

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Łapa - 4 września 1971 rok

Dzisiaj przeleżałem cały dzień w łóżku. Chyba czymś się zatrułem. Pięknie! Początek roku szkolnego a ja mam gnić w łóżku! To niesprawiedliwe! Wczoraj wieczorem po kolacji było mi niedobrze. Nie mogłem spać w nocy. Rano poszedłem do profesor McGonagall by jej powiedzieć, że fatalnie się czuję. Pozwoliła mi zostać w dormitorium. James nawet upierał się, że musi ze mną zostać.
- Przecież on tam zanudzi się na śmierć! - wrzeszczał.
- Będzie się uczył na lekcje transmutacji. Prawda panie Black?
Co miałem zrobić? Przytaknąłem jej. Faktycznie, książka od transmutacji cały dzień leżała obok mnie, ale nie miałem zamiaru z niej korzystać w edukacyjny sposób. Miła niespodzianką była dzisiaj wizyta Irytka. Duszek na dzień dobry walnął mnie poduszką w twarz. Wydarłem się na niego, a on tylko się zaśmiał i zaczął ciskać we mnie różnymi przedmiotami.
- Blackowi nie chce się uczyć tak? - zapiszczał i rzucił we mnie skarpetami Remusa. - Cały dzień tak będziesz... - rzuca książką - ... leżał? Oj - jo - joj! Nie ładnie, Syriuszu, nie ładnie! - cisnął we mnie butami Atomówy - Spójrz jaka ładna pogoda za oknem?
Spojrzałem w okno i oberwałem kolejną książką. Mhm, twardy kant zielarstwa wbił mi się w żebro.
- IRYTEK!!!!
- Ojejku jejku! Syriuszku, nie krzycz. Uczy mnie bolą. Każdy na mnie krzyczy. A przecież ja chcę tylko wam wszystkim poprawić humor. Czy ty jesteś taki jak inni? Myślałem, że dzieci... - kolejny gruby tom przeleciał mi nad głową - ... lubią się bawić!!! HA HA HA!

Irytek podleciał do drzwi otworzył je z hukiem i głośno krzycząc poszybował dalej. Dzień zapowiadał się po prostu uroczo...

czwartek, 22 maja 2014

Lunatyk - 3 września 1971 rok

Wszystko w Hogwarcie jest niesamowite. Te wszystkie lekcje... Już niedługo zaczną się pierwsze zajęcia nauki latania na miotle. James jest najbardziej podjarany tym miotlarstwem. Rodzice kupili mu parę książek o quidditchu i ponoć ma własną miotłę. Zobaczymy jak się spisze na boisku...