Dzisiaj przeleżałem cały dzień w łóżku. Chyba czymś się zatrułem.
Pięknie! Początek roku szkolnego a ja mam gnić w łóżku! To niesprawiedliwe!
Wczoraj wieczorem po kolacji było mi niedobrze. Nie mogłem spać w nocy. Rano
poszedłem do profesor McGonagall by jej powiedzieć, że fatalnie się czuję.
Pozwoliła mi zostać w dormitorium. James nawet upierał się, że musi ze mną
zostać.
- Przecież on tam zanudzi się na śmierć! -
wrzeszczał.
- Będzie się uczył na lekcje transmutacji.
Prawda panie Black?
Co miałem zrobić? Przytaknąłem jej.
Faktycznie, książka od transmutacji cały dzień leżała obok mnie, ale nie miałem
zamiaru z niej korzystać w edukacyjny sposób. Miła niespodzianką była dzisiaj
wizyta Irytka. Duszek na dzień dobry walnął mnie poduszką w twarz. Wydarłem się
na niego, a on tylko się zaśmiał i zaczął ciskać we mnie różnymi przedmiotami.
- Blackowi nie chce się uczyć tak? -
zapiszczał i rzucił we mnie skarpetami Remusa. - Cały dzień tak będziesz... -
rzuca książką - ... leżał? Oj - jo - joj! Nie ładnie, Syriuszu, nie ładnie! -
cisnął we mnie butami Atomówy - Spójrz jaka ładna pogoda za oknem?
Spojrzałem w okno i oberwałem kolejną
książką. Mhm, twardy kant zielarstwa wbił mi się w żebro.
- IRYTEK!!!!
- Ojejku jejku! Syriuszku, nie krzycz.
Uczy mnie bolą. Każdy na mnie krzyczy. A przecież ja chcę tylko wam wszystkim
poprawić humor. Czy ty jesteś taki jak inni? Myślałem, że dzieci... - kolejny
gruby tom przeleciał mi nad głową - ... lubią się bawić!!! HA HA HA!
Irytek podleciał do drzwi otworzył je z
hukiem i głośno krzycząc poszybował dalej. Dzień zapowiadał się po prostu
uroczo...