muza

poniedziałek, 10 lutego 2014

Lunatyk - 1 września 1971 rok

Podróż strasznie mi się dłużyła. Siedziałem sam w przedziale i wpatrywałem się w krajobrazy za oknem. Bałem się trochę, co będzie w szkole. Mama radziła mi, abym ukrywał kim jestem, bo czarodzieje źle reagują na wieść o tym, że ktoś jest inny niż oni. Oczywiście są przyzwyczajeni do magii, ale nie na co dzień spotyka się wilkołaka. Tak, byłem wilkołakiem. Kiedy miałem około pięciu lat zaatakował mnie wilkołak. Rodzice próbowali mnie bronić, ale było już za późno. To była taka zemsta na moich rodzicach. Nigdy nie miałem przyjaciół. Tata i mama nie pozwalali mi bawić się z innymi dziećmi. Byłem odizolowany od swoich rówieśników. Martwili się o moją czarodziejską edukację. Dobrze, że profesor Dumbledore został dyrektorem Hogwartu. To za jego zgodą miałem rozpocząć naukę w tej magicznej szkole. Moi rodzice i ja byliśmy mu bardzo wdzięczni. Tato kupił mi wszystko, co było potrzebne do szkoły m.in. szatę, różdżkę, kociołek, tiarę, fiolki, teleskop.  Byłem strasznie podekscytowany, ale też spięty i przestraszony. Gdy wieczorem pociąg, którym jechaliśmy, to jest wszyscy uczniowie, zatrzymał się na stacji w Hogsmeade wszystkie moje niespokojne myśli ulotniły się w oka mgnieniu. Słyszałem, że Hogsmeade to jedyna wioska w Anglii zamieszkana wyłącznie przez czarownice i czarodziejów.  Wraz z innymi uczniami wyszedłem z pociągu na brukowaną ulicę wioski. Księżyc w kształcie sierpa wisiał nad naszymi głowami. W piątek miała wystąpić pełnia. Już tylko pięć dni.  Pierwszoroczni ruszyli za gigantycznym gościem w kurtce z krecich futerek. Broda i ciemnobrązowe włosy zasłaniały mu pół twarzy. Dłonie miał na pewno większe od mojej głowy.  Szliśmy za nim aż do wielkiego jeziora.  Hogwart… Był to  ogromny zamek,  miał cztery wieże. Sprawiał niesamowite wrażenie. Gajowy pousadzał nas po pięciu do łódek. Mi przypadło miejsce u boku czterech chłopców: Jamesa Pottera, Syriusza Blacka, Petera Petigrew i Franka Longbottoma. Przepłynęliśmy jezioro, Frank omal nie wypadł z łódki. Szybko jednak chwyciłem go za lewy łokieć, w tym samym momencie Syriusz pociągnął go za skrawek szaty i wspólnie wciągnęliśmy go z  powrotem do łodzi. Syriusz wyszczerzył do mnie zęby. Ja także się do niego uśmiechnąłem.  Gdy dopłynęliśmy do brzegu i wylegliśmy na błonie, gajowy zaprowadził nas pod wrota zamku. Wpuścił nas do środka a tam czekała już na nas pani profesor McGonagall. Wyglądała na surową kobietę, która na pewno nie będzie tolerować wygłupów i śmiechów. Wszyscy zamilkli.
- Witam was w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Nazywam się profesor Minerwa McGonagall i nauczam w tej szkole transmutacji. Uczniowie z pierwszego roku mają obowiązek się uczyć tego przedmiotu, gdyż jest on obowiązkowy. Hogwart został założony ponad tysiąc lat temu przez największych magów tamtych czasów: Godryka Gryffindora, Salazara Slytherina, Helgę Hufflepuff oraz Rowenę Ravenclaw.  Od ich nazwisk pochodzą nazwy czterech domów Hogwartu do których za parę minut zostaniecie przydzieleni. Za tymi drzwiami – wskazała wrota za nią, który były niemal takiej samej wielkości jak brama zamku – znajduje się Wielka Sala. Tam uczniowie jedzą śniadanie, lunch i kolację. Codziennie rano sowy roznoszą pocztę swoim właścicielom.
Posiadałem sowę. Nazwałem ją Filemon.
- Dobrze. Wszyscy gotowi? Chodźcie za mną!
Profesor McGonagall otwarła drzwi a my parami ruszyliśmy za nią. Ja byłem w parze z Petigrew. Wielka Sala była faktycznie wielka.  Nad czterema stołami gdzie już siedzieli starsi uczniowie unosiły się świece. Sufit był zaczarowany, bo widać było przez niego nocne niebo.  McGonagall zaprowadziła nas tuż pod stół nauczycielski. Pośrodku stołu, siedział chyba Dumbledore. Miał śnieżnobiałą brodę która była chyba dłuższa od niego samego. Na nosie miał okulary połówki. Uśmiechał się serdecznie do pierwszoroczniaków. Profesor McGonagall ustawiła przed nami stołek z Tiarą Przydziału. Widać było, że jest już bardzo zużyta. Profesorka wyciągnęła zza pazuchy szaty długi zwój pergaminu i zwróciła się do nas.
- Gdy wyczytam wasze nazwisko, podchodzicie do stołka i wkładacie tiarę na głowę.
Pani Profesor wyczytywała po kolei nazwiska.  Jednym z pierwszych był mój nowy kolega.
- Black Syriusz!
Chłopak z dumnie uniesioną głową, szczerząc zęby usiadł na stołku i naciągnął na głowę dziwny kapelusz.
- GRYFFINDOR! – wrzasnęła Tiara na cały głos.
Syriusz zdjął tiarę i z uśmiechem pobiegł do stołu Gryfonów gdzie przywitano go oklaskami.
Niedługo po nim z szeregu wystąpiła dziewczyna z burzą rudych włosów o niesamowicie zielonych oczach. Nazywała się Lily Evans.
- GRYFFINDOR!
Dziewczyna z radością ruszyła do stołu Gryfonów.
Kilka nazwisk później nadeszła kolej na mnie.
- Lupin Remus!
Starałem się iść tak beztrosko jak inni, ale nie wychodziło mi to tak dobrze. Nauczyciele patrzyli się na mnie krzywo. Wiedzieli, że jestem odmieńcem. Dumbledore na pewno im powiedział.
Kiedy już Tiara znalazła się na moich jasnobrązowych włosach lekko „wyluzowałem”. No bo niczego nie widziałem. Kapelusz osunął mi się na oczy, a jakoś nie widziałem potrzeby żeby go poprawić.
W mojej głowie rozległ się czyjś głos. Zakładałem, że Tiary.
- „Remus Lupin, tak? Parę naście lat temu gościłem na głowie Twoich rodziców. Wiem, czego się boisz... Tego, że inni Cię odrzucą prawda? To nie jest prawdziwy strach. Jesteś dzielnym chłopcem. Oj, bardzo dzielnym. I do tego inteligentnym. Myślę, że już zdecydowałam do czyjego domu Cię przydzielę... GRYFFINDOR!
Niemal zdarłem z głowy Tiarę i podbiegłem do stołu gdzie nie tylko przywitały mnie oklaski innych uczniów, ale też Syriusz z bananem na twarzy. Usiadłem naprzeciw niego. 
- Longbottom Franklin! – zawołała profesor McGonagall.
Niski, znajomy mi chłopak wykroczył z szeregu.  Po chwili Tiara zawyła:
- GRYFFINDOR!
Frank spokojnie podszedł do stołu Gryfonów. Usiadł obok takiej jednej Alicji.
-  Lovegood Ksenofilius!
Drobny chłopak o niemal białych włosach do ramion podszedł do Tiary, naciągnął ją na głowę i...
- RAVENCLAW!
Profesor wyczytała kolejne nazwisko.
- Potter James!
Przyjaciel Syriusza podszedł szybko i dumnie do stołka. Po chwili rozległ się głos Tiary.
- GRYFFINDOR!
James z uśmiechem rozsiadł się obok Syriusza. Spojrzeli na siebie znacząco.
- Petigrew Peter!
 Pulchny chłopak o jasnych włosach i mętnych, wodnistych oczkach został przydzielony do Gryffindoru . Usiadł obok mnie.
- Snape Severus!
- SLYTHERIN!


Lily podniosła wyżej głowę by zerknąć na chuderlawego chłopca o dziwnie przystrzyżonych czarnych włosach. On także na nią spojrzał z dziwnym smutkiem w oczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz