Podróż strasznie mi się
dłużyła. Siedziałem sam w przedziale i wpatrywałem się w krajobrazy za oknem.
Bałem się trochę, co będzie w szkole. Mama radziła mi, abym ukrywał kim jestem,
bo czarodzieje źle reagują na wieść o tym, że ktoś jest inny niż oni. Oczywiście
są przyzwyczajeni do magii, ale nie na co dzień spotyka się wilkołaka. Tak,
byłem wilkołakiem. Kiedy miałem około pięciu lat zaatakował mnie wilkołak.
Rodzice próbowali mnie bronić, ale było już za późno. To była taka zemsta na
moich rodzicach. Nigdy nie miałem przyjaciół. Tata i mama nie pozwalali mi
bawić się z innymi dziećmi. Byłem odizolowany od swoich rówieśników. Martwili
się o moją czarodziejską edukację. Dobrze, że profesor Dumbledore został
dyrektorem Hogwartu. To za jego zgodą miałem rozpocząć naukę w tej magicznej
szkole. Moi rodzice i ja byliśmy mu bardzo wdzięczni. Tato kupił mi wszystko,
co było potrzebne do szkoły m.in. szatę, różdżkę, kociołek, tiarę, fiolki,
teleskop. Byłem strasznie podekscytowany, ale też spięty i przestraszony.
Gdy wieczorem pociąg, którym jechaliśmy, to jest wszyscy uczniowie, zatrzymał
się na stacji w Hogsmeade wszystkie moje niespokojne myśli ulotniły się w oka
mgnieniu. Słyszałem, że Hogsmeade to jedyna wioska w Anglii zamieszkana
wyłącznie przez czarownice i czarodziejów. Wraz z innymi uczniami
wyszedłem z pociągu na brukowaną ulicę wioski. Księżyc w kształcie sierpa
wisiał nad naszymi głowami. W piątek miała wystąpić pełnia. Już tylko pięć
dni. Pierwszoroczni ruszyli za gigantycznym gościem w kurtce z krecich
futerek. Broda i ciemnobrązowe włosy zasłaniały mu pół twarzy. Dłonie miał na
pewno większe od mojej głowy. Szliśmy za nim aż do wielkiego
jeziora. Hogwart… Był to ogromny zamek, miał cztery wieże.
Sprawiał niesamowite wrażenie. Gajowy pousadzał nas po pięciu do łódek. Mi
przypadło miejsce u boku czterech chłopców: Jamesa Pottera, Syriusza Blacka,
Petera Petigrew i Franka Longbottoma. Przepłynęliśmy jezioro, Frank omal nie
wypadł z łódki. Szybko jednak chwyciłem go za lewy łokieć, w tym samym momencie
Syriusz pociągnął go za skrawek szaty i wspólnie wciągnęliśmy go z
powrotem do łodzi. Syriusz wyszczerzył do mnie zęby. Ja także się do niego
uśmiechnąłem. Gdy dopłynęliśmy do brzegu i wylegliśmy na błonie, gajowy
zaprowadził nas pod wrota zamku. Wpuścił nas do środka a tam czekała już na nas
pani profesor McGonagall. Wyglądała na surową kobietę, która na pewno nie
będzie tolerować wygłupów i śmiechów. Wszyscy zamilkli.
- Witam was w Szkole Magii i
Czarodziejstwa Hogwart. Nazywam się profesor Minerwa McGonagall i nauczam w tej
szkole transmutacji. Uczniowie z pierwszego roku mają obowiązek się uczyć tego
przedmiotu, gdyż jest on obowiązkowy. Hogwart został założony ponad tysiąc lat
temu przez największych magów tamtych czasów: Godryka Gryffindora, Salazara Slytherina,
Helgę Hufflepuff oraz Rowenę Ravenclaw. Od ich nazwisk pochodzą nazwy
czterech domów Hogwartu do których za parę minut zostaniecie przydzieleni. Za
tymi drzwiami – wskazała wrota za nią, który były niemal takiej samej wielkości
jak brama zamku – znajduje się Wielka Sala. Tam uczniowie jedzą śniadanie,
lunch i kolację. Codziennie rano sowy roznoszą pocztę swoim właścicielom.
Posiadałem sowę. Nazwałem ją
Filemon.
- Dobrze. Wszyscy gotowi?
Chodźcie za mną!
Profesor McGonagall otwarła
drzwi a my parami ruszyliśmy za nią. Ja byłem w parze z Petigrew. Wielka Sala
była faktycznie wielka. Nad czterema stołami gdzie już siedzieli starsi
uczniowie unosiły się świece. Sufit był zaczarowany, bo widać było przez niego
nocne niebo. McGonagall zaprowadziła nas tuż pod stół nauczycielski.
Pośrodku stołu, siedział chyba Dumbledore. Miał śnieżnobiałą brodę która była
chyba dłuższa od niego samego. Na nosie miał okulary połówki. Uśmiechał się
serdecznie do pierwszoroczniaków. Profesor McGonagall ustawiła przed nami stołek
z Tiarą Przydziału. Widać było, że jest już bardzo zużyta. Profesorka
wyciągnęła zza pazuchy szaty długi zwój pergaminu i zwróciła się do nas.
- Gdy wyczytam wasze
nazwisko, podchodzicie do stołka i wkładacie tiarę na głowę.
Pani Profesor wyczytywała po
kolei nazwiska. Jednym z pierwszych był mój nowy kolega.
- Black Syriusz!
Chłopak z dumnie uniesioną
głową, szczerząc zęby usiadł na stołku i naciągnął na głowę dziwny kapelusz.
- GRYFFINDOR! – wrzasnęła
Tiara na cały głos.
Syriusz zdjął tiarę i z
uśmiechem pobiegł do stołu Gryfonów gdzie przywitano go oklaskami.
Niedługo po nim z szeregu
wystąpiła dziewczyna z burzą rudych włosów o niesamowicie zielonych oczach.
Nazywała się Lily Evans.
- GRYFFINDOR!
Dziewczyna z radością ruszyła
do stołu Gryfonów.
Kilka nazwisk później
nadeszła kolej na mnie.
- Lupin Remus!
Starałem się iść tak
beztrosko jak inni, ale nie wychodziło mi to tak dobrze. Nauczyciele patrzyli
się na mnie krzywo. Wiedzieli, że jestem odmieńcem. Dumbledore na pewno im
powiedział.
Kiedy już Tiara znalazła się
na moich jasnobrązowych włosach lekko „wyluzowałem”. No bo niczego nie
widziałem. Kapelusz osunął mi się na oczy, a jakoś nie widziałem potrzeby żeby
go poprawić.
W mojej głowie rozległ się
czyjś głos. Zakładałem, że Tiary.
- „Remus Lupin, tak? Parę
naście lat temu gościłem na głowie Twoich rodziców. Wiem, czego się boisz... Tego,
że inni Cię odrzucą prawda? To nie jest prawdziwy strach. Jesteś dzielnym
chłopcem. Oj, bardzo dzielnym. I do tego inteligentnym. Myślę, że już
zdecydowałam do czyjego domu Cię przydzielę... GRYFFINDOR!
Niemal zdarłem z głowy Tiarę
i podbiegłem do stołu gdzie nie tylko przywitały mnie oklaski innych uczniów,
ale też Syriusz z bananem na twarzy. Usiadłem naprzeciw niego.
- Longbottom Franklin! –
zawołała profesor McGonagall.
Niski, znajomy mi chłopak
wykroczył z szeregu. Po chwili Tiara zawyła:
- GRYFFINDOR!
Frank spokojnie podszedł do
stołu Gryfonów. Usiadł obok takiej jednej Alicji.
- Lovegood Ksenofilius!
Drobny chłopak o niemal
białych włosach do ramion podszedł do Tiary, naciągnął ją na głowę i...
- RAVENCLAW!
Profesor wyczytała kolejne
nazwisko.
- Potter James!
Przyjaciel Syriusza podszedł
szybko i dumnie do stołka. Po chwili rozległ się głos Tiary.
- GRYFFINDOR!
James z uśmiechem rozsiadł
się obok Syriusza. Spojrzeli na siebie znacząco.
- Petigrew Peter!
Pulchny chłopak o
jasnych włosach i mętnych, wodnistych oczkach został przydzielony do
Gryffindoru . Usiadł obok mnie.
- Snape Severus!
- SLYTHERIN!
Lily podniosła wyżej głowę
by zerknąć na chuderlawego chłopca o dziwnie przystrzyżonych czarnych włosach.
On także na nią spojrzał z dziwnym smutkiem w oczach.